II, Theaterstücke 9, (Der grüne Kakadu. Drei Einakter, 3), Der grüne Kakadu. Groteske in einem Akt, Seite 498


1

warzystwo przekroczvlo te granice, ktöre zakre-Iszepcze jej do ucha slowa zaklecia; powiedzie¬
slaja mu siky, chociazby dla tego samego, Ze libysmy dzisiaj: hipnotyzuje ja i suggeruje jej
rzecz ta wymaga o wiele silnicjszej obsady, zmyslona historye... Gdy Justyna sie budzi,
czar dziafa na jawie i z placzem ucieka
zwlaszcza w instrumentach smyczkowych. Wy¬
do swej komnaty. „Co to wszystko zna¬
maga ona röwniez wickszej precyzyi w wyko¬
czy? pyta Cypryan. „Wmówilem w nia,
naniu figur smyczkowych, malujacych tajemni¬
ze..., lezala w ramionach junkra Anzel¬
cze glosy lasu, ów szept lisciastej starszyzny i
odpowiada Paracelsus. „Lotrze, zdeim
mlodziezy, co wzmaga sie chwilami az do gwa¬
ma!“
zaraz ten czar“ domaga sie majster. „Nie“, po¬
ru, przetykanego glosami ptaszat w instrumen¬
wiada czarownik; „to kara dla ciebie i kara
tach drewnianych. W tej precyzyi i w pieknym,
dla niej, ktöra przenioska takiego, jak ty jego¬
idealnie jednolitym tonie orkiestrowym polega
mosci nademnie, wielkiego mistrza i filozofa“.
glöwna rekojmia, ale i glöwna trudnosé dobre¬
Cypryan wylamuje drzwi do komnaty Zoninej i
go wykonania genialnego tego utworu, co w
wyeiaga sromajaca sie rozpaczliwie Justyne.
dziedzinie malarstwa z tonami nie ma chyba nic
„To tylko psota tego czarownika“ tlömaczy ko¬
sobie równego. O ile to w dawnych warun¬
biecie, ale ta tak goraco blaga o przebaczenie
kach mozliwe, staral sie p. dyrektor Schwarz
i tak barwnie okresla owa sytuacye, ze nie tyiko
osiagnaé jedno i drugie, a nalezy mu sie w
w majstrze Cyprianie, alei wTheofrascie budza
kazdym razie szczera wdziecznosé za to, ze za¬
sie watpliwosci, zali to Zluda, zali rzeczywi¬
poznak publicznosé nasza z jednym z najpie¬
stosé?.,. Nadchodzi rycerz Anzelm; naprózno
kniejszych ustepów partytury „Niebelungów“
glosi swa niewinnosé, juz majster Cypryan mie¬
Piekny sukces miala p. Marya Langie,
czem mu grozi; ale wtedy Paracelsus ponownie
jedna z najlepszych naszych amatorek-spiewa¬
A-
usypia Justyne i kaze jej po zbudzeniu byé

czek. Przvem
10
prav domowna i szczera bezwzglednie. I wszyst¬
niczhyt obszerty“ glos, dusd ohja¬
ko konczy sie dobrze; prawda na wierzch wyelio¬
wiajacej sie przedewszystafem czysta intonacya
160
dzi; wiecej nawet prawdy, nizby cbriafa zake#hana
ir- si dokfadna rytmika.-obok tego wielka swoboda
w Anzelmie Cecylia, siostra Cypryana. „Jestli to
1e- j1 naturalnosé w oddaniu — to juz caly szereg
igraszka senna, czy prawda rzeczywista?“ pyta
zalet, ktöre w tem zupelnem polaczeniu spoty¬

ponownie maister, ktöry do reszty glowe stra¬
ka sie u amatorów niezbyt czesto. Najszezesli¬
cif. „Igraszka! méj przyjacielu. Cale zycie — to
wiej schwycila p. Langie ton kompozyevi w „La¬
senna igraszka i zfuda — a kto te prawde po¬
bedziu“ Griega, ktöry na usilne Zadanie publi¬
jal nalezycie, ten zdobyf madrosé“, powiada fi¬
cznosci powtörzyé musiala.
lozof, smiejac sie szyderczo. Maister Cypryan
Drugim solista koncertu byk prof. Wolf¬
wynosi z tej przygody dwie nauki: ze kobiety
sthal. Wykonat on „Fantazye szkocka“ Brucha,
zawsze strzedz nalezy i glupi, kto zbyt ufa so¬
u nas zupefnie dotad nie znang. Jezeli mam
bie i unosi sie meska zarozumiafoscia — oraz,
byé szczerym, wyznam odrazu, ze kompozyeyi
ze uragliwe, pfytkie niedowiarstwo nie jest sto¬
tej nie zaliczylbym nie tylko do najlepszych,
sowne w obec wielu rzeczy na niebie i na
ale nawet do dobrych rzeczy Brucha. Pozostaje
ziemi
ona daleko po za innymi jego utworami skrzy¬
W swiat wspölczesny przenosi wstrzasa¬
pcowymi, zwfaszcza koncertami tak co do inwen¬
jaca smutnym realizmem „Towarzyszka“. Stary
cyi i faktury, jak nawet co do pieknego trakto¬
profesor Robert Pilgram (wybornie grak go
wania instrumentu solowego. Najladniejszym jest
Sonnenthal!) zegna przyjaciöl, ktörzy po po¬
glöwny temat ostatniej czesei, konczacy bardzo
grzebie jego mlodej, nagle zmarfej Zony, ze¬
efektownie cale dzielo, cos w rodzaju hymnu
brali sie wieczorem w willi. Zostaje tylko Olga
wojennego. Do wyzszego poziomu wznosi sie
Meerholm, kuzynka, przyjaciölka jego Zony.
Bruch jeszcze druga melodya scherza, istotnie
Pragnie bowiem otrzymaé z powrotem swoje
szlachetna i pelna uczucia. Po za tem pustki;
dawne listy, pisane do zmarlej. Profesor daje
duzo gadaniny, duzo prozy a malo tresci. Szko¬
jej klucz do biurka; ale wie on dobrze, ze listy
da, ze kompozytor g-moll-koncertu tak niepo¬
owe nie sa listami Olgi, lecz listami dr. Alfreda
trzebnie wyzywa do porównywania go z samym
Hausmana, ktöre ten pisal do jego zmarlej
soba.
Zony.. Profesor domysla sie wszystkiego; wie
P. prof. Wolfsthal zrobik co mozliwe, by
dawno, dawno, jaki stosunek laczyf tych dwoje
powodzenie dziela uratowaé. Ale prócz wielkie]
ludzi; przezornosé Olgi jest zgola zbyteczna.
techniki, nieco werwy tu, nieco spiewnosci
Ta Zona nie byla mu nigdy towarzyszka, ani
öwdzie, nie ma tam miejsca na co innego. Jest
trescia zycia. Byla moze kiedys czems wiecej:
to dosyé fatalne, jezeli kompozytor tej miary,
o dwadziescia lat oden mfodsza, byla mu zrazu
co Bruch, zaciagnaé musi dlug wdziecznosci
czarem i blaskiem — przez rok, przez dwa;
w obec wirtuoza, a nie na odwrôt, ale tak by¬
pózniej — naturalnie — stosunek sie zmienik.
To wczoraj istotnie.
Czy cierpial? Nie, nadmiernie nie cierpial; mez¬
Orkiestra towarzyszyfa do spiewu i do
czyznie, ktöry pracuje w wielkim zawodzie, ko¬
bardzo dobrze.
fantazyi Brucha
bieta Zycia nie wypefnia. Ale dlaczego milczal?
Seierun Berson.
Dlaczego tym dwojgu nie daf wolnosci? Dla¬
czego oni sami nie zerwali wiezów? Takie juz
Zyeie. „Wir sind alle so feig, so feig!“— wola
Najsw. Panna w Lourdes, wielkich roz¬
stary profesor. Ale ta karta juz wydarta. Pro¬
miarów obraz hiszpanskiego malarza Garnela,
fesor czeka jeszeze tylko na przyjazd owego Al¬
pomieszczono w naszym salonie sztuk pieknych.
freda Hausmanna: to on stracik towarzyszke, to
Obraz nadszedf z Warszawy, gdzie budzik wielkie
on teraz tvlko cierpi. Olga milczy.
Zainteresowanie wsröd tamtejszei publicznosci.
Dr. Hausmann przybywa. Jest jednak pra¬
Z najnowszych prac naszych artystöw wy¬
wie wesoly; opowiada nawet, Ze sie wlasnie za¬
stawiono wtych dniach: Rozwadowskiego wiel¬
reczyl z bogata panna w kapielach, zkad przy¬
kich rozmiarów obraz „Szeptycki szarzujacy pod
bywa; od dwu lat sie o nia juz staraf. „A ona?
Rio Seco“, oraz kilka mniejszych dziel z czasów
ta druga?“ wola wtedy profesor. „Bylbym z toba
Napoleona I; dalej Harasimowicza „Widok z
poszedf na jej gröb, bylbym cie pocieszal, gdy¬
Koltowa“; Kruszewskiego „Madonna“ i „Lu¬
bys cierpial.. Aber du hast aus Ihr deine Dirne
tnistka“; Ostrowskiego „Biust dr. G.“; Popiela
gemacht! Przez tyle lat napelniakes mi dom bru¬
WIodzimierza „Dwa widoki“; Pelczyüskiego kilka
dem i podfoscia., precz ztad, nedzniku!“ —
„Krajobrazów“; Reyznera „Madonna z dziecia¬
Alfred wychodzi. „Dobrze, Ze ona umarka, zanim
studya“;
kiem“ i „Studyum“; Riepera „Dwa
sie dowiedziaka, czem byla dla niego“ — möwi,
Wyspianskiego „Studyum“ i Widok“; Wygrzy¬
valskiego „Asfalciarze“ i Wildstossera „Mnich“ ciezko dyszac stary Robert Pilgram. Ale na te
slowa Olga wybucha. „Ty myslisz, ze ona otem
22